korekta i redakcja tekstów Paulina Parys odsiewnia

Recenzja: „Dziedzice ziemi”

Ildefonso Falcones

„Dziedzice ziemi”

Wydawnictwo: Albatros

Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski, Joanna Ostrowska

Długo oczekiwana przeze mnie, szybko po wydaniu zakupiona, po czym – tradycyjnie – wyleżakowała się na półce prawie 3 lata. Co mnie powstrzymywało przed czytaniem? Sterty książek z biblioteki, które mają pierwszeństwo? Na pewno nie prawie 900 stron tomiszcza, bo grubasy książkowe wielbię. A może obawa, że nie będzie to tak dobre jak, „Katedra w Barcelonie”, której kontynuacją są „Dziedzice ziemi”?

Akcja powieści rozgrywa się w latach 1387 – 1423 w Barcelonie (poza niewielkimi wyjątkami), w czasach monarszo-papieskich rozgrywek, chaosu religijnego, pogromu żydów, mieszania się wyznań, kiedy wyraźnie widać, jaki wpływ na pospolitych ludzi ma aktualna władza. Takim prostym człowiekiem jest główny bohater – Hugo. Poznajemy go jako dwunastolatka noszącego kulę niewolnikowi. To, czym zajmował się Hugo w dzieciństwie, mocno wpływa na jego późniejsze wybory życiowe, choć te wybory są mocno ograniczone, gdy się jest pionkiem na szachownicy możnych. Hugo wzbudza dużą sympatię, mimo że czasami jego postępowanie wydaje się zbyt dumne, uparte, czasem wręcz śmieszne, mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia. Jego świat kręci się wokół kobiet: matki, siostry, kochanki, żony, córki. Wszystkie są głównym motorem działań Hugona, jego miłością, zmorą, tragedią, całą mieszanką wybuchową.

Przeżycia bohatera to ogrom zdarzeń bardzo emocjonujących – no ileż można znieść, jakie jeszcze tragedie mogą spotkać jednego człowieka. Przyznam, że pochłaniało czytelniczo, ale wkurzało intelektualnie. Ale potem pojawiało się w głowie pytanie: co ja wiem o tamtych czasach; może taki los w Barcelonie na przełomie XIV i XV wieku był normą?

Falcones nie szczędzi czytelnikowi informacji o sytuacji politycznej Hiszpanii- dość bogato opisuje, kto rządził, rządzi, kto kogo strącił z tronu, otruł, jaki papież jest wmieszany w te intrygi itd. Według informacji na końcu postacie historyczne są dość wierne prawdzie (mocna scena próby spłodzenia potomka przez króla Marcina). Choć nie zafascynowały mnie tak, jak gierki, które urządzali Tudorowie u P. Gregory (tu moja miłość w temacie „gry o tron” zostaje).

No i wino – wino włada na równi z możnymi, leje się strumieniami, dojrzewa, kwaśnieje, nabiera mocy, pozwala człowiekowi wznieść się na wyżyny lub spaść na dno. Wino się żłopie, smakuje, rozlewa. Winem się tu upija, delektuje; o winie się dyskutuje, rozmyśla.

Hugona nie ma bez wina, wina nie ma bez Hugona. Jak zmysł węchu w „Pachnidle” buduje powieść, tak w „Dziedzicach ziemi” budulcem jest wino. Takie moje osobiste odczucie.

Polecam miłośnikom klimatów: władza kontra pospólstwo, z historią w tle, tragedia goni tragedię, misternie budowane szczęście stracone w sekundę, bezsilność „maluczkich” i …czerwone wino. Bardzo podobna w odbiorze do „Filarów ziemi”.

„Katedra w Barcelonie” jednak nie została zdetronizowana.

1 thought on “Recenzja: „Dziedzice ziemi””

  1. Pingback: Ildefonso Falcones „Malarz dusz” – długa opowieść o morzu nieszczęść

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *